"A proszę mnie pocałować w pupę bo mam abonament..."
We współczesnych miastach coraz trudniej zaparkować samochód. Kto wraz z mieszkaniem na nowym osiedlu nie kupi miejsca postojowego w podziemnym garażu, jest w dużym kłopocie. Kto w środku dnia wybierze się autem do centrum wielkiej aglomeracji, skazuje się na długie poszukiwanie wolnego skrawka, na którym mógłby bezpiecznie, zgodnie z przepisami i za w miarę przystępną opłatą pozostawić swój pojazd.
W Krakowie sporo zamieszania wywołała zapowiedź likwidacji kilku tysięcy miejsc parkingowych na chodnikach - wszędzie tam, gdzie stojące samochody nie pozostawiają pieszym przepisowych 1,5 - 2 metrów. Władze i "zieloni" zachęcają zmotoryzowanych mieszkańców do korzystania z komunikacji publicznej lub przesiadki na rowery. Niestety, kto był w takim na przykład Amsterdamie, ten wie, że również nadmiar jednośladów może być przyczyną problemów i źródłem międzyludzkich konfliktów. Zresztą co tam Amsterdam, spójrzcie tylko na zdjęcia, które pstryknęliśmy przed jednym z krakowskich bloków...
Nie, nie chodzi nam o widoczny na fotografii rower (nomen omen marki Amsterdam), lecz o przypięte do niego kartki.
Najpierw uwidoczniona na nich korespondencja nas zdziwiła, potem rozbawiła, a na końcu skłoniła do chwili zadumy, z optymistycznym w zasadzie wydźwiękiem. Zwróćmy bowiem uwagę na treść i ton owej epistolarnej wymiany zdań...
"Proszę to stąd zabrać. Przeszkadza. Dziękuję." Napisane krótko, w dość kategorycznej formie, ale poprawną polszczyzną, daleką od modnego obecnie w młodszej części społeczeństwa stylu esemesowego, ze znakami interpunkcyjnymi i ogonkami przy "e". No i z grzecznościowym zakończeniem. Przyczepić się można byłoby w zasadzie jedynie do zaimka "to", określającego rower. Brzmi troszkę lekceważąco, nawet uwzględniwszy, że pojazd, do którego się odnosi, rzeczywiście nie jest szczytowym osiągnięciem techniki i nie pachnie nowością.
Przejdźmy teraz do drugiej kartki, tej z odpowiedzią. "A proszę mnie pocałować w pupę bo mam abonament na parking wykupiony dożywotnio dziękuję".
Jak widać, ma ona dość frywolny charakter, jednak w sumie przyjazny, o czym świadczy zarówno finalne "dziękuję", jak i zastąpienie litery "d" literą "p" w słowie, określającym miejsce, w którym plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Niby niewielka różnica, a o ile sympatyczniej brzmi. Szkoda, że autor (autorka) zapomniał (zapomniała?) o kropkach...
Można dyskutować bez epitetów, bez wzajemnego obrażania, grożenia wzywaniem służb porządkowych, bez zapowiedzi pocięcia opon, bez gwoździa rysującego karoserię? Jak widać można. W świecie rowerzystów wciąż obowiązują łagodniejsze obyczaje niż w krwiożerczej krainie właścicieli samochodów. Zastanawia nas tylko ów "dożywotni abonament" na parkowanie. Kto takie wydaje? I czy dotyczy on pojazdu czy kierowcy? A na samochód też można by coś takiego dostać?
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas