Futra, futerka, futrzaki... Mogłoby się wydawać, że w gorącej Australii nikt ich nie potrzebuje, tymczasem są tu powszechne. Oczywiście mowa o pokrowcach na fotele samochodowe... (*)
Jak wiadomo, słoneczko w Au grzeje, jak zwariowane. Jeśli zostawisz auto na parkingu i nie przesłonisz przedniej szyby folią odblaskową, to zapomnij o tym, że po powrocie do samochodu usiądziesz na fotelu kierowcy. Znaczy usiądziesz, ale potem z braku możliwości dalszego siedzenia pobiegniesz do lekarza albo z czterema literami do lodówki.
Z kołem kierownicy jest podobnie. Jak nie masz nakładki, to nie dotkniesz kierownicy przez 30 minut po wejściu do samochodu. A po co komuś futro na tablicy wskaźników? Odpowiedź jest bardzo prosta. Tutaj w południe kąt padania promieni słonecznych jest nieco inny niż w Europie. Co za tym idzie, przy bezchmurnym niebie, czyli codziennie, deska tak mocno odbija się w przedniej szybie, że nic nie widać…
Wnioski nasuwają się same. Chłopaki w Polsce, ci z futrami w samochodach, na pewno bardzo często wpadają swoimi furami do Australii albo przynajmniej do Afryki. I wiedzą, że bez futra nie da rady.
(*) - Tekst nadesłany przez Czytelnika (Lukaustralia)
Artykuł pochodzi z serwisu poboczem.pl - Copyright © 1999-2021 INTERIA.PL Sp. z o.o.