Celebryci powinni być traktowani surowiej, bo dużo zarabiają?
Pewna mieszkająca w Kopenhadze Polka opowiadała nam kiedyś o perypetiach miejscowej rodziny królewskiej, która poprosiła władze miasta o ograniczenie ruchu na ulicy, przy której stoi jej stołeczny pałac.
Magistrat odmówił tłumacząc, że nie widzi merytorycznych podstaw do podjęcia takiej decyzji. A sama osoba wnioskodawcy nie ma żadnego znaczenia, ponieważ w demokratycznym państwie wszyscy obywatele muszą być traktowani jednakowo, bez jakichkolwiek wyjątków wynikających z pozycji społecznej czy pełnionej funkcji, nawet jeśli chodzi o panującą monarchinię.
Gdyby przyjąć królewski postulat, należałoby uwzględnić wszystkie podobne prośby składane przez innych mieszkańców stolicy, którym przeszkadza dobiegający zza okien uliczny hałas.
Tak jest w ultrademokratycznej Danii. W Polsce wciąż istnieją podziały na równych i równiejszych. Do tych ostatnich należą parlamentarzyści, którzy, jak wiadomo, korzystają z immunitetu, chroniącego ich m.in. przed odpowiedzialnością za wykroczenia drogowe. Bezkarność polityków budzi zrozumiały sprzeciw, by nie powiedzieć oburzenie ogółu zwykłych śmiertelników. Istnieje jednak jeszcze inna grupa osób, które też cieszą się specjalnymi przywilejami, jakkolwiek nie ujętymi w prawnych ramach. To tak zwani celebryci, zarówno ludzie "znani z tego, że są znani", jak i ci, którzy mogą pochwalić się rzeczywistymi osiągnięciami.
Gwiazdy ekranu i sceny lubią opowiadać, jak to, zatrzymane za przekroczenie prędkości lub inne drogowe przewinienie, wykpiły się od mandatu, wręczając policjantowi swoją najnowszą płytę czy zdjęcie z autografem.
Za takimi przechwałkami kryje się chęć oznajmienia światu: "patrzcie, jaki jestem rozpoznawalny i popularny!". Owszem, z pewnością nie brakuje funkcjonariuszy, którym miękną nogi i serca na widok bohaterów ulubionych seriali telewizyjnych. Są jednak i tacy, którzy nijak nie odróżniają pogodynki ze stacji A od jurorki programu talent show ze stacji B, zatem spotkanie z nimi nie wywołuje w nich żadnych szczególnych emocji. Zdarzają się też stróże prawa szczególnie cięci wobec kierowców o powszechnie znanych twarzach i nazwiskach.
Na takiego służbistę miała pecha trafić ostatnio dziennikarka Martyna (a właściwie Marta) Wojciechowska.
"Cudowne Walentynki... Właśnie dostałam mandat 200 zł za to, że stojąc w korku sprawdziłam coś na mapie w telefonie! Jak się dowiedziałam od gburowatego policjanta - "w samochodzie telefonem nie można się nawet podrapać, nie można go trzymać w ręku, bo to znaczy, że jest używany". Może i tak, choć uważam to za przesadę i to w dniu kiedy wszyscy powinniśmy się kochać! Oczywiście nie dam sobie popsuć nastroju :-))) WITH LOVE! Wasza M." - poskarżyła się w jednym internetowych serwisów społecznościowych.
Profil Martyny Wojciechowskiej ma ponad 570 tys. fanów. Nic dziwnego, że dali oni wyraz swemu oburzeniu na policjanta-służbistę.
"Kolejny policjant osioł. To jest Polska, niestety",
"No pan policjant chciał zabłysnąć, a jakże, złapać kogoś medialnego to przecież okazja żeby z kumplami przy piwku pokazać: ale jej dowaliłem",
"I miej tu szacunek i zrozumienie dla policjantów",
"Wystarczyło pouczyć...",
"Niestety, w naszej policji jest mnustwo buraków" (pisownia oryginalna - przyp. red.),
"Ci Panowie są bez serca, nawet w takim sympatycznym dniu".
To kilka przykładów typowych komentarzy pod wpisem dziennikarki. Były też pogłębione, psychologiczne diagnozy postawy policjanta:
"Pewnie nikt go nie kocha i się wścieka"...
...oraz rady, jak należało wybrnąć z sytuacji:
"Ja bym powiedział, że samochód był zaparkowany na środku jezdni - a jakby powiedział, że stoję w niedozwolonym miejscu to bym powiedział, że zastawiły mnie dwa pojazdy jeden z przodu a drugi z tyłu... W życiu bym nie przyjął mandatu!"
Trzeba przyznać, że niektórzy internauci poparli działania policjanta. Albo z bezinteresownej niechęci do celebrytów albo z szacunku dla przepisów.
"I bardzo dobrze. Nie ma świętych krów. Prawo jest jednakowe dla wszystkich.",
"Tak to jest jak się jeździ po świecie, a nie wie się jak zachować we własnej wsi...".
Swoją drogą ciekawa jest koncepcja, że w walentynki, a więc "w dniu kiedy wszyscy powinniśmy się kochać", policja ma patrzeć przez palce na przewinienia kierowców. Jak rozumiemy, łagodniej powinna traktować również sprawców innych sprzecznych z prawem czynów: kieszonkowców, oszustów, włamywaczy. Bo dlaczego nie?
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas