Drogowcy i policja na taczkach
Za podszywanie się pod policję grozi paragraf, na mocy którego pan w ciemnej todze zarezerwuje nam długi turnus w państwowych zakładach relaksacyjnych we Wronkach.
Wprawdzie wizja taka nie napawa optymizmem, ale czasami upodobnienie się chociażby do radiowozu, to jedyny sposób, by zwiększyć swoje bezpieczeństwo. Nawet, jeśli pod ów radiowóz podszywa się... taczka.
Na pierwszy rzut oka nam również wydało się to niedorzeczne. Wystarczy jednak postawić się na miejscu robotnika służb drogowych, by przekonać się o skuteczności tej metody.
Jak powszechnie wiadomo do przeciętnego Polaka nie przemawia większość ograniczeń. To, że taki robotnik w spotkaniu z rozpędzonym samochodem nie ma najmniejszych szans przeraża nas mniej, niż fakt, że gdyby do tego doszło, na pewno trzeba by wymienić maskę i zderzak.
I tutaj właśnie tkwi geniusz tej metody. Kwestie ograniczeń i bezpieczeństwa innych spływają po nas jak - nie uwłaczając - po kaczce. Okazuje się jednak, że podobnie jak przez żołądek do serca, przez kieszeń można dotrzeć do rozumu...
A nic tak nie działa na kierowcę, jak kubeł zimnej wody w postaci mandatu. Wprawdzie taczka nam go nie wystawi, ale przyznacie, że wychylający się z zza krzaków niebieski kształt z białym paskiem na boku to znajomy widok. Noga sama przesuwa się na hamulec...
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas