Dziur nie da się polubić, ale...
Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Lubicie jeździć po gładkim, równiutkim asfalcie? Tak? Dużo mamy w Polsce dróg o takiej nawierzchni? Nie? A co mamy? No właśnie...
Byle tylko nie obrazić, nie zniechęcić, nie spłoszyć... Niech łatają w spokoju.
Z zagranicy dopływają informacje o tamtejszych sposobach radzenia sobie ze skutkami zimy, która w tym roku nie tylko nam dała się we znaki.
Pewna gmina w Niemczech wystawiła swoje dziury na sprzedaż. W zamian za pokrycie kosztów remontu, oferuje możliwość umieszczenia na naprawionej nawierzchni nazwiska sponsora lub logo firmy. Ciekawe, ale mało skuteczne, bowiem, jak przyznali sami pomysłodawcy, udało im się opchnąć tylko trzy dziury, za kilkaset euro.
Co nie udało się w bogatych Niemczech, tym bardziej nie powiedzie się w dużo biedniejszej Polsce. Dlatego nadszedł czas, by powiedzieć sobie szczerze i otwarcie: na solidną naprawę wszystkich naszych dróg potrzeba stu lat, których nie dożyjemy, oraz góry pieniędzy, której nie mamy i nigdy mieć nie będziemy. Coroczne łatanie łat na jeszcze dawniejszych i też już kiedyś łatanych łatach jest przedsięwzięciem tyleż kosztownym, co daremnym. Dlatego powinniśmy przypomnieć sobie przytoczone na wstępie powiedzenie. Gdy się nie ma co się lubi...
Jasne, dziur w drogach nie da się polubić, ale można przecież je jakoś oswoić, zacząć tolerować, a z czasem może nawet zaakceptować.
Spójrzmy, co dzieje się na drogach i ulicach szczególnie zaniedbanych, z od zarania fatalną nawierzchnią, nigdy nie naprawianych. Z biegiem lat wytwarza się na nich swoista równowaga. Po kolejnych zimach dziur nie przybywa, a przynajmniej tych nowych już nie zauważamy. Czego nie dostrzegamy, to nie irytuje. Czy nie jest to jakaś wskazówka na przyszłość?
Przestańmy się również łudzić, że dyrekcje od dróg będą zawsze płacić kierowcom za pogięte w dziurach felgi i urwane zawieszenia. Wcześniej czy później wprowadzą pojęcie "pojazdu niedostosowanego do stanu nawierzchni" (wzorem tak wygodnego "nie dostosowania prędkości do warunków panujących drodze") i odszkodowania się skończą.Z zagranicznych pomysłów na dziurawe drogi w naszych warunkach sprawdziłby się chyba tylko ten, zaproponowany przez dwoje włoskich studentów. Otóż wymyślili oni, by pod nawierzchnią drogi, na głębokości kilkunastu - kilkudziesięciu centymetrów, kłaść jaskrawo zabarwioną warstwę asfaltu, widoczną w przypadku uszkodzenia jezdni.
Pomyślmy tylko, ile kolorytu zyskałyby dzięki takiemu rozwiązaniu polskie ulice! Magistraccy plastycy zaczęliby wydawać zalecenia, by w zabytkowych centrach miast stosować barwy bardziej stonowane, a na peryferiach nieco ostrzejsze. W nawigacjach samochodowych pojawiłyby się komendy: "za 50 metrów skręć z drogi niebieskiej w czerwoną".
Powtórzmy zatem jeszcze raz: gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Zwłaszcza, jeżeli jest wesołe i kolorowe.
Zobacz obrazki z polskich dróg.
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas