Handlarze! Przestańcie kręcić!
Niemal codziennie otrzymujemy listy od ludzi, którzy padli ofiarą naciągaczy i komisowych oszustów.
Problem polega na tym, że chociaż w policji funkcjonują specjalne zespoły do walki z przestępczością samochodową, zajmują się one głównie walką ze złodziejami i paserami. Ogłoszeniowymi oszustami nikt się nie przejmuje. Dopóki nie ma zgłoszenia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, wszystko jest w porządku. Oszukani często nie decydują się zgłosić sprawy na policję, w obawie o własne bezpieczeństwo.
Czy wciskanie w ogłoszeniach przysłowiowego "kitu" to margines, czy może norma? Bardzo wymowny jest tutaj przykład pewnego citroena C5, który należał niegdyś do samorządu Rzeszowa. Po sześciu latach intensywnej eksploatacji, auto zostało zastąpione nowym pojazdem i trafiło na sprzedaż. Miasto chciało za nie 17 tys. zł. W przetargu organizowanym przez PZMot samochód z przebiegiem 270 tys. km znalazł w końcu nowego nabywcę za cenę 13 tys. zł.
Niedługo później jeden z pracowników rzeszowskiego urzędu miasta znalazł samochód w jednym z serwisów ogłoszeniowych. Identyfikacja nie była trudna, na aucie wciąż znajdowała się "lokalno-patriotyczna" naklejka "Rzeszów moje miasto". Jego zdziwienie wzbudzi jednak opis pojazdu. Wynikało z niego, że w ciągu kilku tygodni C5 sporo odmłodniało. Intensywna kuracja odmładzająca spowodowała, że z licznika zniknęło niemal 140 tys. km...
Trzeba przyznać, że urzędnicy zachowali się wzorowo. Jak podały "Nowiny24" o sprawie poinformowana została Komenda Powiatowa Policji w Łańcucie, bo tam waśnie citroen wystawiony został do sprzedaży przez lokalny komis samochodowy. Policjanci ustalają, czy doszło do przestępstwa. Właściciel komisu raczej nie uniknie odpowiedzialności - za próbę oszustwa grozi mu do 2 lat więzienia.
Problem w tym, że policjanci - jak sami przyznają - nie przypominają sobie, by wcześniej zajmowali się podobnymi sprawami. Chociaż w internecie aż huczy od relacji oszukanych przez komisantów ludzi, z braku czasu, środków lub chęci - policja przymyka na to oko.Szkoda, bo póki sprawą nie zajmą się na poważnie organy ścigania ludzie wciąż tracić będą nerwy i pieniądze. Niektórzy swoją nieświadomość przypłacić mogą nawet życiem. Nie raz zdarzały się przypadki, gdy "bezwypadkowe" auto rozpadało się w skutek niewielkiej kolizji.
PS. Jeżeli tylko panowie policjanci będą chcieli zająć się problemem na szerszą skalę - służymy pomocą. Po doświadczeniach naszych kolegów z serwisu Motoryzacja INTERIA.PL z kupowaniem bezwypadkowego samochodu
(o tym przeczytasz tutaj) nie mamy wątpliwości, że komis, w którym dochodzi do największej ilości przekrętów najłatwiej jest... wybrać w drodze losowania.
***
TUTAJ znajdziesz wiele tekstów o samochodowych oszustwach.
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas