Jak VW sparaliżował Indie
Zgodnie z zasadą - dobrze, czy źle, byle po nazwisku - dobra reklama to taka, o której się mówi. Dlatego właśnie agencje reklamowe prześcigają się w wymyślaniu spotów i chwytliwych haseł, które mają zainteresować a czasem wręcz przestraszyć opinię publiczną. Ten ostatni efekt, czasami osiągnąć można również przez... przypadek.
Wiele wskazuje na to, że tak właśnie stało się w Indiach, gdzie firma Volkswagen wykupiła nową, ciekawą formę reklamową w tamtejszych gazetach.
W zeszłym tygodniu, w dwóch najpoczytniejszych indyjskich gazetach - "The Times of India" oraz "The Hindu" pojawiły się nowe reklamy niemieckiego producenta aut. Nie byłoby w tym może nic ciekawego, gdyby nie fakt, że te ostatnie przypominały nieco modne niegdyś kartki z życzeniami, które po otwarciu, wydawały z siebie muzykę.
Specjaliści od PR niemieckiej marki postanowili pójść tym tropem i zapoczątkować w Indiach nową erę reklamy prasowej. Do każdej gazety dołączono specjalną "gadającą" wkładkę.
Zgodnie z przewidywaniami, zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę - o akcji reklamowej rozpisuje się właśnie większość światowych mediów. Trudno jednak przypuszczać, by Volkswagenowi chodziło o tego typu popularność. Gadające gazety wprawiły bowiem w przerażenie wielu czytelników...
Reklama Volkswagena spowodowała w Indiach prawdziwy chaos. Obawiający się terrorystycznych ataków bombowych mieszkańcy wzywali policyjnych saperów do koszy na śmieci, z których usłyszeć można było ludzkie głosy... Chwile strachu przeżyli również pasażerowie lotu z Dehli do Bangalore, których niepokój wzbudziły odgłosy wydobywające się ze stosów znajdujących się na pokładzie gazet. Sytuacja była na tyle poważna, że maszyna zawrócona została na lotnisko w Dehli a Air India poważnie rozważa wprowadzenie zakazu wnoszenia tego typu gazet na pokład.
Również do redakcji gazet napłynęło wiele listów od oburzonych sytuacją czytelników. Ci ostatni skarżyli się, że w gazetach nie zamieszczono informacji dotyczących sposobu wyłączenia natarczywego spikera, a gazetę kupuje się przecież po to, by czytać ją w ciszy. Dla tych, którzy nie tolerują słowa pisanego wymyślono przecież radio i telewizję...
Koniec końców, błyskotliwa kampania reklamowa urosła do miana ogólnokrajowego skandalu, którego w Volkswagenie nikt się raczej nie spodziewał. Czyżby powiedzenie "nadgorliwość gorsza od faszyzmu" miało w sobie jednak ziarnko prawdy?
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas