K..., krasnale i koleiny
"Trzy k". Tak w Niemczech wśród polonusów nazywa się potocznie drogi, prowadzące od naszej zachodniej granicy w głąb kraju. Co oznaczają owe "trzy k"? K..., krasnale i koleiny.
Zacznijmy od tego pierwszego "k". Przydrożna obecność pań, których profesję zwykło się określać krótkim słowem zaczynającym się na tę literę, to widomy znak szybkiego rozwoju sektora usług typu "p2p" ("people to people") w tej części Europy, ale jednocześnie i przede wszystkim przejaw troski o humanizację i estetyzację otoczenia szlaków komunikacyjnych. Jesteś kierowcą? Mężczyzną? No to powiedz, lecz tak zupełnie szczerze, czy w długiej trasie wolisz podróżować wśród bezdusznych ekranów akustycznych, nagich pól, smętnych lasów, czy od czasu do czasu ucieszyć oko widokiem skąpo odzianych, atrakcyjnych (przynajmniej z daleka) dziewcząt?
Służbę na poboczach i leśnych parkingach pełnią zazwyczaj obywatelki państw powstałych po rozpadzie ZSRR i przybyszki z Bałkanów. Zatrzymując się przy nich, nawiązując rozmowę, otrzymujemy szansę poznania egzotycznych kultur, osłuchania się z obcymi językami. Kto z tej okazji nie korzysta, ograniczając się do innego rodzaju działań - jego strata, niech żałuje.
Teraz krasnale. To oferta czysto eksportowa, prawdziwy przebój rodzimego handlu zagranicznego, ilustracja podstawowego prawa ekonomii, zgodnie z którym popyt rodzi podaż. Towar pojawia się wtedy, gdy jest klient. Nasze kolorowe skrzaty, ustawione obok gipsowych sarenek, bocianów, drewnianych grzybków itp., zdobią tysiące niemieckich posesji. Dlatego, szanowny Herr Schmidt i droga Frau Gotschalk, zamiast kpić, wracajcie szybko do domu, by wasz ogrodowy krasnal "aus Polen" nie rozsechł się z tęsknoty.
A tak przy okazji... Okrzyk: "Patrzcie, ile krasnali!" pozwala skutecznie odwrócić uwagę podróżujących z nami dzieci od pań na "k".
Wreszcie ostatnie "k", czyli koleiny. Owszem, niektórym przeszkadzają, inni jednak są zadowoleni. Wjeżdżając z nudnych, niemieckich autostrad do Polski, mogą wreszcie poczuć dreszczyk emocji, buzującą adrenalinę. To tak, jakby z kucyka człapiącego po parkowych alejkach wskoczyć prost na grzbiet nieujeżdżonego rumaka na arenie rodeo. Znów jesteś prawdziwym kierowcą. Czujnym, w pełni zespolonym z maszyną, nad którą musisz zapanować. Bezcenne.
Drogi "trzy k". Tak, to brzmi dumnie...
***
Redakcja serwisu Poboczem.pl nie ponosi odpowiedzialności za wyrażane w komentarzach słowa (a także czyny) osobników, których IQ i poczucie humoru nie pozwoliło na przyswojenie treści artykułu...
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Autor:
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas