Józek mieszka na podkrakowskiej wsi. Kilkadziesiąt domów, rozrzuconych na dość dużym, mocno pagórkowatym terenie. Drogi, jak na polskie warunki, całkiem niezłe. Prawie do każdego gospodarstwa podciągnięto asfalt. Józek oficjalnie jest bezrobotny.
Ostatnio jednak Józek miał pecha. A może to nie pech, tylko wredna robota mieszkającej po sąsiedzku szwagierki, z którą od dawna drze koty. Tak, to na pewno ona podkablowała policji, że będzie jechał po pijaku. Tak czy inaczej, gdy tylko ruszył spod sklepu, napatoczył się radiowóz. Alkomat wykazał dwa promile, zatem Józkowi przyjdzie zapłacić grzywnę. W najniższym wymiarze, bo chłopina będzie płakał przed sądem, że nie ma z czego żyć. Auta mu nie odbiorą, za kratki też nie wsadzą. Wszystko zostanie po staremu. Józek nadal będzie siadał za kierownicę, a na szwagierce się odegra. Pożałuje, wstrętna donosicielka...
Takich ludzi, jak Józek, są w Polsce tysiące. Jeżdżą starymi, powiązanymi drutem, pospawanymi w stodole samochodami. Sklep, kościół, boisko miejscowej drużyny piłkarskiej... Praktycznie nigdy nie wyjeżdżają poza najbliższą okolicę. Dwa kilometry w jedną stronę, trzy w drugą... Znajomość terenu, rutyna krótkich podróży, rodzą złudne poczucie bezpieczeństwa, skłaniają do lekceważenia przepisów ruchu drogowego. Kierunkowskazy? A po co, skoro wszyscy wiedzą, gdzie mieszkam, i że zaraz będę skręcał? Światła mijania? Szkoda żarówek, by je zapalać na kilka minut. Jazda po dwóch piwach? No i co z tego, przecież mam tylko kawałek... Policja? E tam... Z Tadkiem chodziłem do podstawówki, a Franek jest bratem kuzyna ze strony zięcia. Swojemu krzywdy nie zrobią. Wiedzą, że chcąc żyć, trzeba pozwolić żyć innym. 1 listopada i w poprzedzające je dni na polskich drogach zatrzymano ponad 2100 nietrzeźwych kierowców. Ilu z nich to ludzie o mentalności Józka, którzy nie widzą niczego nagannego w jeździe pod wpływem alkoholu i z góry zakładają, że nawet pozbawieni prawa jazdy nadal będą siadać za kółkiem? Licząc, często skądinąd słusznie, że upłynie dużo czasu, zanim natkną się na następną kontrolę. A i wtedy przecież nic wielkiego im tak naprawdę nie grozi.
Zresztą przedstawicieli podobnego nurtu myślenia nie trzeba szukać na głębokiej prowincji, wśród bezrobotnych i słabo wykształconych. Ostatnio w mediach głośno jest o wyczynach prawnika Marcina Dubienieckiego, prywatnie męża Marty Kaczyńskiej, który uzbierał 33 punkty karne, ale nadal zamierza prowadzić samochód, bo ma "rezydenturę innego państwa". Co prawda w świetle przepisów tracąc prawo jazdy w jednym kraju nie można prowadzić auta w jakimkolwiek innym europejskim państwie, ale jak widać dla mecenasa D. to mało istotny szczegół.
Aż strach pomyśleć, gdy jego śladami zechce podążyć Józek i przy okazji następnego wyjazdy na saksy też postara się o rzekomo chroniącą przed polską drogówką obcą rezydenturę...
Artykuł pochodzi z serwisu poboczem.pl - Copyright © 1999-2021 INTERIA.PL Sp. z o.o.