"Obciach" krytykować trzeba, bo milczenie to akceptacja
Jak widać, zjawisko "obciachu" w motoryzacji wciąż wywołuje żywe dyskusje. Śledzę je uważnie i widzę, że wielu autorów komentarzy nie dostrzega tu jakiegokolwiek problemu.
Szkoda, że tak wielu kierowców nie okazuje tej wyrozumiałości w innych sytuacjach. Wystarczy, że zagapisz się na dwie sekundy po zmianie światła z czerwonego na zielone, a już z jesteś z tyły poganiany klaksonami. Starasz się jechać zgodnie z przepisami i już ci, przez których jesteś wyprzedzany, "pozdrawiają" cię ręką z wystawionym środkowym palcem, bo przecież blokujesz ruch. Popełnisz jakiś błąd i natychmiast w twoim kierunku padają wyzwiska. Nawali ci auto i nim zdążysz z niego wysiąść już słyszysz krzyki, byś "wyp....ł z tym wrakiem na pobocze". No więc gdzie ta tolerancja?
A wracając do tematu... Rzeczywiście, nie ma żadnej precyzyjnej definicji "obciachu" ani obiektywnych wyznaczników, które pozwalałyby określić, co "obciachem" jest, a co nie. faktycznie można uznać, że to, czym i jak jeździmy, jest osobistym wyborem każdego kierowcy i każdego właściciela samochodu, oczywiście o ile nie kłóci się z obowiązującym prawem. "Róbta co chceta". Można pójść na premierę do opery w brudnej flanelowej koszuli i podartych dżinsach? Można, zakazu nie ma, ale jakoś nie wypada...
No właśnie, "obciach" zwany też czasem "wiochą", to kwestia dobrego lub złego smaku, wyczucia, kultury, szacunku dla dobrych obyczajów. Brak reakcji na coraz szerzej pleniącą się bylejakość, że mamy chłam w telewizji, chamstwo w polityce, zalew szpetnych reklam wzdłuż dróg i "indywidualistów" w ich stuningowanych furach.
"Obciach" krytykować zatem trzeba, bo milczenie będzie oznaczało jego akceptację. I nie chodzi tu bynajmniej o taką czy inną naklejkę na samochodzie, ale o określony styl bycia i zachowań części społeczeństwa. W tym przypadku - tej zmotoryzowanej.
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas