"Odmłodzenie" używanego samochodu. A "nówki" niby to co?
Żyjemy w czasach kultu młodości. Od rana do wieczora jesteśmy atakowani reklamami specyfików, dzięki którym nawet sterany życiem emeryt błyskawicznie wróci do pełni sił, zyska rześkość, zdrowie i wygląd nastolatka. Telewizja mami żeńską część ludności programami, pokazującymi, jak za pomocą kilku prostych trików skutecznie oszukać metrykę i zatuszować pesel. Tu się coś podciągnie, tam ściśnie, ówdzie wygładzi, do tego nowa fryzura, modny ciuch w odpowiednio dobranym kolorze i cudowna przemiana gotowa. Patrzcie i podziwiajcie. Co znamienne, kult młodości dotyczy nie tylko ludzi, lecz także samochodów. Najwidoczniej po prostu taki mamy klimat...
Grupa cwaniaków z województwa świętokrzyskiego postanowiła wykorzystać fakt, że zainteresowani zakupem używanego pojazdu Polacy zwracają większą uwagę na jego wiek niż na stan techniczny. Wspomniani dżentelmeni fałszowali dokumenty sprowadzanych do kraju aut, wpisując późniejszy od faktycznego rok ich produkcji. Tak odmłodzone samochody były następnie sprzedawane w autokomisach oraz poprzez portale internetowe po zawyżanych od 3 tys. do 18 tys. zł cenach, odpowiadających zmanipulowanemu rocznikowi wozu.
Funkcjonariusze kieleckiego CBŚP zatrzymali sześciu członków "gangu oszustów": właściciela i pracownika autokomisu, dwóch właścicieli stacji diagnostycznej oraz dwóch diagnostów. Jak głosi komunikat policji, "ofiarą procederu mogło paść ponad pół tysiąca osób, a sprawcy (...) mogli zarobić blisko 2,5 mln złotych." Przedstawiono im zarzuty dotyczące oszustwa i poświadczania nieprawdy, za co grozi do 8 lat więzienia. "Sprawa ma charakter rozwojowy i nie są wykluczone kolejne zatrzymania."
Cóż, fałszowanie dokumentów to oczywiście postępek wysoce naganny, jednak sam zwyczaj odmładzania samochodów nie jest przecież niczym nowym i wyjątkowym. Czy temu samemu celowi przypadkiem nie służą okresowe face liftingi, dokonywane przez producentów aut? Delikatny retusz przedniego zderzaka, inne kształty reflektorów, trudno zauważalna zmiana wystroju wnętrza, wzbogacony wybór kolorów nadwozia oraz tapicerek foteli i tak bez większego wysiłku i nadmiernych kosztów odświeżony model prezentuje się światu jako nowy lub, jeszcze bezczelniej, jako "całkowicie nowy". Tymczasem owszem, papiery są w porządku, cała reszta to zwykła ściema i mydlenie oczu.
Czy na takie samo potępienie, jak dokonywanie samowolnych poprawek w dokumentach, nie zasługują machinacje z przebiegiem pojazdów? "Korekta licznika" pozostaje najpopularniejszym w Polsce sposobem na "odmłodzenie" używanego samochodu. Najpopularniejszym, a jednocześnie zupełnie bezkarnym i powszechnie akceptowanym. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju niepisanej umowy społecznej. Kupujący niby doskonale wiedzą, bo od lat trąbią o tym wszystkie związane z motoryzacją media, iż kupno dziesięcioletniego, importowanego auta z silnikiem diesla i przebiegiem poniżej 200 tysięcy kilometrów, jest niemożliwe, bo takie okazy w przyrodzie praktycznie nie występują, jednak uparcie chcą wierzyć, że są prawdziwymi dziećmi szczęścia i właśnie trafiła się im wyjątkowa okazja zrobienia interesu życia. Sprzedający, nawet ci najuczciwsi, decydują się na oszukańcze kombinacje z licznikami, bo tego oczekuje od nich rynek. Grając w otwarte karty nie mają często żadnych szans na znalezienie nabywcy na swój wóz.
Nadzwyczajnie niskie przebiegi są dodatkowo uwiarygadniane przez zabiegi tzw. car detailingu, czyli dogłębnej kosmetyki pojazdu. Dokładne mycie auta, staranne wypranie tapicerki, niekiedy polerka jego nadwozia, wymiana noszącej ślady zużycia kierownicy i nakładek na pedały... Trochę pracy i oferowany na sprzedaż samochód wygląda niczym bohaterka finałowego odcinka telewizyjnego programu "Metamorfozy".
Klient daje się nabrać na tak spreparowany towar, bo przecież kupujemy przede wszystkim oczami, na bok odkładając zdrowy rozsądek i wiedzę. Dlatego 8 lat więzienia dla kogoś, kto zapewne przeholował, chcąc zarobić na sprzedawanym samochodzie dodatkowe kilka czy kilkanaście tysięcy złotych, nie wydaje się nam karą przesadną...
MO
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas