Rajd Subaru czyli panom już dziękujemy...
Każdy, kto miał okazję być na tegorocznym Rajdzie Subaru, który w miniony weekend rozgrywany był na drogach Małopolski wie, że była to impreza dla prawdziwych twardzieli.
Wprawdzie garstka chłopców w dodających męskości koszulkach z napisem "safety" starała się jak tylko mogła, ale brak łączności i (u większości) jakiegokolwiek pojęcia na temat sportów motorowych w widoczny sposób krzyżowały im szyki.
W serwisie motoryzacja.interia.pl wytykano już całą lawinę niekompetencji, jaka posypała się ze strony organizatorów, wówczas skupiono się jednak wyłącznie na kwestii bezpieczeństwa.
Jak się okazuje, zabezpieczone z dużą dozą optymizmu odcinki (z których jeden otaśmowany był nawet w przeciwnym kierunku, niż przejeżdżały go samochody) to tylko wierzchołek całej góry głupoty, jaką w trakcie trwania imprezy udało się usypać organizatorom.Motoryzacja.interia.pl napisała, że o rajdzie w takiej formie załogi i kibice chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Wygląda na to, że organizatorzy robią wszystko by im to ułatwić. Panowie odpowiedzialni za imprezę prócz skandalicznego zabezpieczenia wykazali się również nieznajomością regulaminu Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Mimo że ten ostatni nakazuje uhonorowanie pucharami pierwszej trójki w każdej z klas, puchary w poszczególnych klasach wręczono jedynie zwycięzcom.
Oto, co powiedział Autoklubowi Piotr Maciejewski, kierowca rajdowego citroena C2, któremu udało się zająć drugie miejsce w klasie:
"Myślę, że to taki mini skandal, że organizatorowi rajdu rangi Mistrzostw Polski brakuje budżetu na symboliczne nagrody dla zawodników za zajęcie miejsca w pierwszej trójce. Płacimy wpisowe, co poniektórzy zawodnicy srogie kary za nawet najmniejsze niedopełnienie formalności, typu nie podpisane lub niekompletnie wypełnione zgłoszenie. Ale dla nas - zawodników żal wydać organizatorowi kilkadziesiąt złotych na mały, choćby drobny puchar jako nagrodę za dobry osiągnięty wynik."
Ze swojej strony pragniemy dodać, że Piotr i jego pilot dostali w końcu puchar, na który w pełni przecież zasłużyli. Sęk w tym, że nie otrzymali go z rąk dyrektora imprezy, ale od zwycięzcy tej całej pseudorajdowej farsy - Bryana Bouffiera:"Po rajdzie Bryan Bouffier zobaczył nas wchodzących do hotelu i pyta, jak nam poszło - my z Kovim, że super, zajęliśmy drugie miejsce w klasie, a on spytał, gdzie puchary? My mówimy, że organizator uznał, ze nasz wynik nie powinien być nagrodzony. Powiedział - poczekajcie chwilę i po chwili z uśmiechem na twarzy przyniósł nam swoje i wręczył nam mówiąc, że na następnym rajdzie z pewnością dostaniemy."
Cóż, gdy z kalendarza imprez motorowych znikały w naszym kraju kolejne pozycje mieliśmy sporo żalu do PZM, że odwołując rajdy i wyścigi idzie na łatwiznę. Powoli zaczynamy jednak rozumieć takie zachowanie. Faktycznie czasami lepiej jest chyba odwołać daną imprezę i oszczędzić wszystkim takiej żenady.
W dalszym ciągu stoimy jednak na stanowisku, że póki do władz związków nie przedrą się ludzie młodzi, dla których rajdy i wyścigi są pasją a nie narzędziem do wypychania kieszeni, polski sport motorowy grzązł będzie w mulistym dnie. Trzeba wreszcie ukrócić kolesiostwo i oderwać od stołków kombatantów, którzy od dawno już powinni korzystać z uroków emerytury. Najwyższy czas, by ktoś w końcu głośno powiedział słowa: Panom już dziękujemy!
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas