Skuterowy zawrót głowy
Nastało lato, a to oznacza, że ulice zapełnili wszelkiego rodzaju fani jednośladów. Na drogi wyjechały nie tylko popularne "przecinaki", czy przykuwające oko cruisery. Zdecydowanie najliczniejszą grupą, jaka codziennie drażni setki "katamaraniarzy" godzinami tkwiących w kilometrowych korkach, są kierowcy skuterów.
W teorii wszystko jest w porządku. Problem w tym, że jako naród mamy chyba genetyczną skłonność do kombinowania, kręcenia i "radzenia sobie" z najbardziej nawet restrykcyjnymi przepisami. Fabryczny ogranicznik prędkości z powodzeniem rozbrajają nawet trzynastolatkowie, a spotkanie w mieście skutera poruszającego się z dozwoloną prędkością 45 km/h graniczy z cudem. No chyba, że jest to maszyna na dotarciu.
Sejm szykuje więc nowe przepisy, które mają położyć kres wszelkim nadużyciom. W ustawie o kierujących pojazdami znaleźć ma się zapis, w myśl którego, by móc zasiąść za kierownicą skutera, niezbędne będzie prawo jazdy kategorii A1. Zdaniem komisji skutery są poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa, a ilość wypadków z ich udziałem systematycznie rośnie.Te ostatnie dane wcale nas jednak nie dziwią. Skoro sprzedawcy motorowerów twierdzą, że w porównaniu z zeszłym rokiem ich obroty wzrosły dwukrotnie, trudno nie odnotować również wzrostu ilości zdarzeń drogowych z udziałem skuterów.
To, że z piratami drogowymi (niezależnie od tego czy poruszają się na dwóch, czy na czterech kołach) trzeba walczyć, nie ulega wątpliwości. Zastanawia nas jedynie czy strzelanie z armaty do wróbla to dobry pomysł. Skutery świetnie sprawdzają się w miejskim ruchu i większość nabywców kupuje je wyłącznie ze względu na korki (na metro nie ma co liczyć...). Spora grupa ich użytkowników posiada też prawo jazdy kategorii B, które zezwala im na poruszanie się znacznie większymi i cięższymi maszynami. Jaki jest więc sens wysyłać na dodatkowe przeszkolenie z zasad ruchu drogowego setek kierowców?
Popularność skuterów wynika również z ich niskich kosztów eksploatacji. Gdy do ceny zakupu trzeba będzie doliczyć jeszcze opłatę za kurs i miesiące czasu, jakie stracimy w oczekiwaniu na egzamin, opłacalność całej zabawy stanie pod znakiem zapytania.
A czy nie wystarczyłoby po prostu, aby drogówka zaczęła baczniej przyglądać się wybrykom zmotoryzowanych rowerzystów?
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas