"Śpij spokojnie, ORMO czuwa". A teraz czuwa straż miejska
Są zawody, do których wykonywania trochę głupio przyznać się w towarzystwie. Na przykład strażnik miejski lub gminny, zwany w dawnej Polsce drabem. Ni to niższa ewolucyjnie forma policjanta, ni to umundurowany stróż...
A przecież i bez tego strażnikowanie to profesja niewdzięczna, męcząca i wymagająca bezgranicznego poświęcenia. Zajęcie dla ludzi ideowych, przejętych swoją misją, a jednocześnie twardych i bezkompromisowych.
Weźmy takie zakładanie blokad na koła. Ciężkie to, nieporęczne, nieprzyjemne w dotyku. Latem pot zalewa ci oczy, zimą grabieją ręce. Kluczyk nie chce wejść do zamka... Nic nie pasuje, nic nie chce się trzymać kupy...
Każdy, kto próbował podczas mrozów zamontować na kołach łańcuchy przeciwśnieżne, mniej więcej wie, o co chodzi.
W przypadku niektórych samochodów założenie blokady wymaga sporej wiedzy i nie lada zręczności. Do tego ta cała biurokratyczna mitręga, użeranie się z właścicielem zablokowanego auta. I co? Żadnej wdzięczności ze strony społeczeństwa. Tylko drwiny i pretensje. Ale cóż, służba nie drużba...
Albo fotoradary. Dlaczego nikt nie pomyśli, o ile gęściej słałby się trup na polskich drogach, gdyby nie codzienny trud wyposażonych w mierniki prędkości strażników? Dlaczego nikt nie zastanowi się, ile inwencji wymaga odpowiednie zamaskowanie takiego urządzenia? Kubły na śmieci, dziuple w drzewach, radiowozy okryte siatkami kamuflującymi, skuteczniejszymi niż te używane przez załogi czołgów SS, czających się na lądujące w Normandii w 1944 oddziały aliantów... Gdyby organizowano mistrzostwa świata w chytrym ukrywaniu przydrożnych fotoradarów, polscy strażnicy mieliby pewne miejsce na podium.
Są sprytni, pomysłowi, a jednocześnie w pełni oddani swoim pracodawcom, świadomi sprawie, której służą. Wiadomo przecież, że dla wielu gmin dochody z mandatów wymierzanych dzięki fotoradarom stanowią jedną z głównych pozycji w budżecie. Niezwykle cenną zwłaszcza w okresie ogólnego kryzysu finansów publicznych. Taka na przykład gmina Kobylnica na 2010 r. zaplanowała 7 mln zł dochodów z "grzywien, mandatów i innych kar pieniężnych dla osób fizycznych" przy całkowitych planowanych dochodach gminy w wysokości 41,7 mln zł. Bez tych pieniędzy nie byłoby z czego budować chodników, wodociągów, płacić nauczycielom.Gdyby każdy urzędnik chciał z podobnym zaangażowaniem, jak strażnicy, szukać sposobów na podreperowanie gminnej kasy, bylibyśmy krajem mlekiem i miodem płynącym.
Z tym większym niepokojem władze samorządowe przyjęły niedawne zapowiedzi ograniczenia karzącej mocy straży miejskich. Na strażników podziałały one wyjątkowo frustrująco. Nieszczęśni funkcjonariusze stracili wiarę w sens swego istnienia, co w niektórych miejscowościach doprowadziło nawet do likwidacji ich formacji. Jak się okazało przedwczesnej, bowiem wygląda na to, że na razie wszystko zostaje po staremu.
Było kiedyś takie powiedzenie: "Śpij spokojnie, ORMO czuwa". Dzisiaj mogłoby brzmieć ono tak: "Niech cię o nic nie boli głowa, gminna straż zawsze zwarta i gotowa".
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas