Aż pół tysiąca kilometrów po hiszpańskich drogach przejechało - zarejestrowane w Polsce - dostawcze renault master, którego kierowca postanowił wrócić do kraju uszkodzonym w kolizji autem.
Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że samochód był kompletnie rozbity. Nie posiadał prawego przedniego reflektora ani błotnika, w miejscu szyby czołowej znajdowała się dziura, a drzwi pasażera miały formę poskręcanej stalowej bryły o bliżej nieokreślonych kształtach. O takich "drobnostkach", jak zmasakrowany słupek przedni i złamany nad kabiną pasażerską dach nawet nie warto wspominać...
O niecodziennej interwencji poinformowała w niedzielę policja z Navarry - autonomicznego obszaru leżącego na północy Hiszpanii (wchodzi w składa dawnego Kraju Basków). Mundurowi nie zdradzili narodowości kierowcy, ale podjęta przez niego decyzja o powrocie uszkodzonym pojazdem do Polski pozwala sądzić, że płynie w nim czysto słowiańska krew...
Zatrzymany przez mundurowych mężczyzna przyznał, że miał wypadek w okolicach Madrytu, ale nie chciał naprawiać uszkodzonego pojazdu w Hiszpanii. Zamiast tego zdecydował się na jazdę uszkodzonym samochodem do kraju. W tym miejscu warto dodać, że stolicę Hiszpanii od Olecka, gdzie zarejestrowane jest dostawcze renault, dzieli blisko 3,2 tys. km! Od miejsca, w którym doszło do zatrzymania mężczyzny do granic Polski (Zgorzelec) jest jeszcze przeszło 2 tys. km...
Pełną wrażeń podróż przerwał dopiero policyjny patrol, który zakazał dalszej jazdy i ukarał mężczyznę mandatem w wysokości 500 euro.
Jak sądzicie, czy słusznie? :)
Artykuł pochodzi z serwisu poboczem.pl - Copyright © 1999-2021 INTERIA.PL Sp. z o.o.