Z pamiętnika młodszego aspiranta
27 grudnia, poniedziałek. Uff... Święta święta i po świętach. Dzisiaj mam wolne, więc mogę spokojnie usiąść i napisać parę słów.
Człowiek stoi przy drodze, macha suszarką, sprawdza dokumenty, każe dmuchać w alkomat, łapy marzną, wieje jak diabli, a urobek żaden. Kiedy wróciłem wieczorem do domu i opowiedziałem co i jak, żona nie była zadowolona, oj nie była. Szef jutro na odprawie pewnie też nas nie pochwali. Żeby tylko nie walnął po kieszeni. Jeszcze przecież nie zwariowałem jak ten koleś, który sam się ukarał mandatem ze strachu, że jak wróci z pustymi rękami to mu obetną premię. Albo wpakują do radiowozu ekipę telewizyjną.
Janek i Fredek podpadli kiedyś komendantowi. Wezwał ich do siebie i mówi: "Słuchajcie, nasza jednostka została wytypowana do udziału w realizacji programu edukacyjnego, poświęconego zwalczaniu zjawiska piractwa drogowego. Jesteście fotogeniczni, macie dobrą dykcję. Oddelegowuję was na tydzień do tej pracy". Cały komisariat śmiał się z chłopaków, że mają parcie na szkło, że będą robić za gwiazdy, ale w duchu im współczuliśmy. Wiecie jak to jest jeździć z dziennikarzem i kamerą na tylnej kanapie. Obowiązuje pełny wersal. "Panie kierowco, zgodnie z taryfikatorem muszę pana ukarać mandatem w wysokości...". I tak dalej. Straconej dniówki szkoda, a co dopiero całego tygodnia!
Co za święta... Nawet pijaków za kółkiem usiadło dużo mniej niż zwykle. Tradycja w narodzie ginie, niestety. Nawiasem mówiąc, wszyscy się zastanawiają, jak zmniejszyć liczbę wypadków, a rozwiązanie jest proste, przynajmniej zimą. Wystarczy nie odśnieżać i nie odladzać dróg. Ludzie zostaną w chałupach, nikt nie będzie ryzykował jazdy w takich warunkach i statystyki wypadkowości zaraz się poprawią. Proste? Proste, ale nie mam zamiaru nikomu tego podpowiadać. Nie będę podcinał gałęzi, z której żyję. I bez tego czasy są coraz cięższe.
Najpierw zakazali nam łapać kierowców z ukrycia. Podobno policji w wolnej, demokratycznej Polsce nie wypada kryć się po krzakach. Mamy być z daleka widoczni. To tak, jakby ubrać tajniaków w odblaskowe kamizelki z napisem "agent policji" i dziwić się, że nikt nie pozwala się im się podejść. Nam też od razu wskaźnik mandatofunkcjonariuszodniówki spadł na łeb na szyję, a planów bynajmniej nie obniżyli.
Potem jakiś urzędas wymyślił, że od siły żywej skuteczniejsza będzie technika. Wielu z nas zamiast pracować tak, jak najbardziej lubimy, na drodze, wśród ludzi, zostało przerzuconych do przeglądania zdjęć z fotoradarów. Nuda. Zero satysfakcji, że o kasie nie wspomnę.
A teraz kolejny cios. Senat podwyższył limit dopuszczalnych prędkości na drogach. Posłowie to klepnęli, prezydent podpisał. Tak to jest, jak ktoś zapomina o zasadzie "żyj i pozwól żyć innym". O co im, kurna, chodzi? Mają immunitet? Mają. Mogą jeździć tak szybko jak chcą? Mogą. No to po kiego grzebią się przepisach.
Nasi ludzie w mediach od razu uderzyli na alarm; że to wbrew europejskim tendencjom; że prędkość zabija; że będzie więcej wypadków i ofiar. Tylko czy to cokolwiek pomoże?
Normalnie odechciewa się pracować. Chyba pójdę na urlop. A potem na emeryturę.
***
Redakcja serwisu Poboczem.pl nie ponosi odpowiedzialności za wyrażane w komentarzach słowa (a także czyny) osobników, których IQ i poczucie humoru nie pozwoliło na przyswojenie treści artykułu...
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Autor:
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas