Zrobił dziurę w podłodze. Naprawa? 147 tys. zł!
O astronomicznych kosztach napraw samochodów elektrycznych napisano już wiele. Nowy poziom abstrakcji wyznaczył jednak pewien Jaguar I-Pace z Norwegii, którego naprawę wyceniono w lokalnym ASO na - co najmniej - 336 tys. koron, czyli 147 tys. zł.
W tym przypadku nie chodzi jednak o uszkodzenia będące wynikiem wypadku ani nawet awarię baterii akumulatorów. Takie koszy generuje... naprawa dziury w podwoziu wielkości kilku centymetrów!
Nie żartujemy. Problem, o jakim rozpisują się lokalne media, dotyczy podwozia elektrycznego Jaguara I-Pace. Kosmetyczne, wydawać by się mogło uszkodzenie, wymaga pozostawienia w serwisie kwoty będącej równowartością 40 proc. ceny nowego egzemplarza!
Żeby była jasność - nie chodzi wcale o uszkodzenie baterii lecz osłaniającej ją stalowej płyty! Co zabawne - właściciel nie ma pojęcia kiedy doszło do uszkodzenia. Być może winnym był leżący na drodze kamień. Według innej teorii mogło do niego dojść w czasie wymiany opon w wyniku nieumiejętnego podstawienia łapy podnośnika. Tak czy owak, nie ulega wątpliwości, że w podwoziu wspomnianego I-Pace jest wgniecenie, a sama stalowa płyta pękła na odcinku kilku centymetrów. Skąd więc wzięły się tak absurdalne koszty naprawy?
W przypadku samochodu spalinowego usunięcie takiej usterki wymagałoby częściowego demontażu wnętrza (tapicerki) i kilkunastu minut pracy spawarki. Problem w tym, że mamy do czynienia z autem elektrycznym, w którym podłoga pełni funkcję ochronną dla baterii akumulatorów. Tuż nad nią znajdują się moduły elektryczne, wraz z przewodami wysokiego napięcia czy magistralą układu chłodzenia. Właśnie z tego względu technologia naprawy wymaga demontażu całego wnętrza, wymontowania z pojazdu całego zestawu akumulatorów i wymianę całej "wanny" podłogi, mimo że wówczas, można by ją przecież - najnormalniej w świecie - zaspawać...
Co więcej - montując nową podłogę trzeba się posłużyć specjalną pastą "uszczelniająco-termoprzewodzącą" podobną do tych stosowanych przy procesorach. Według serwisu sam jej koszt to około 130 tys. koron, czyli... 57 tys. zł! Jakby tego było mało serwis nie jest w stanie zweryfikować, czy uszkodzeniom nie uległy znajdujące się powyżej moduły, więc właściciel czeka na naprawę już od... dwóch miesięcy.
I tak mówić może jednak o sporym szczęściu - auto ma zaledwie 1,5 roku i ubezpieczenie AC, co oznacza, że koszty usunięcia usterki pokryje ubezpieczyciel.
Artykuł pochodzi z kategorii: Naszym zdaniem
Reklama
Reklama
Masz ciekawy temat? Coś Cię drażni? Chcesz coś zmienić?
Napisz do nas